logo wsiiz main

POLECAMY

Artykuły
Typografia
  • Smaller Small Medium Big Bigger
  • Default Helvetica Segoe Georgia Times

„Z mediami zimnymi jest inaczej. One zmuszają odbiorców do zaangażowania się i do uzupełnienia. Naturalne jest więc, że gorący środek przekazu, taki jak radio, wywiera zupełnie inny wpływ na odbiorcę, niż zimny, taki jak telefon.” – Marshall McLuhan.

Nie bez powodu rozpoczynam ten tekst wypowiedzią człowieka, który uważany jest przez wielu medioznawców za prekursora internetu. To ciekawe, bo sam autor swoich tez nigdy bezpośrednio nie odniósł do sieci internetowych, a tym bardziej mediów społecznościowych.  Nie sposób jednak pominąć, że jego stwierdzenia znajdują swoje odzwierciedlenie również współcześnie. McLuhan w wydanej publikacji – Zrozumieć media. Przedłużenie człowieka (1964 rok) twierdził, że każde medium jest przedłużeniem ludzkich zmysłów i sprawności. W ten sposób, uważał on, że książka przedłuża wzrok, natomiast radio – słuch. W kontekście rzeczywistości, która współcześnie nas otacza, nasuwa się pytanie: przedłużeniem czego jest Internet i media społecznościowe?

Odpowiedź na to pytanie nie jest prosta i przypuszczam, że sam twórca teorii „przedłużenia” mógłby mieć z tym problem. Wróćmy jednak to cytatu, który otwiera ten tekst. McLuhan twierdził także, że media możemy podzielić na ciepłe i zimne. Pierwsze z wymienionych nie dają odbiorcom możliwości uzupełnienia przekazu, podjęcia dialogu. Z kolei zimne media to zupełna odwrotność, pozwalają na zaangażowanie się odbiorcy i właśnie to okazuje się być kluczowe w kontekście mediów społecznościowych.

Przejście z ery Web 1.0 na Web. 2.0 zupełnie zmieniło szeroko rozumianą komunikację. W tym momencie każdy może być nadawcą informacji, wchodzić w interakcję z innymi, polemizować, czy prowadzić dialog. Zmianom uległy także relacje międzyludzkie oraz pojmowanie rzeczywistości. Według raportu wydanego przez Fundację Dbam o Mój Zasięg –„Młodzi Cyfrowi. Nowe technologie. Relacje. Dobrostan”, młodzież jest zdania, że żyje w świecie, gdzie przeplata się rzeczywistość i to, co dzieje się w sieci. Dotychczas życie offline i online było rozumiane osobno, a ludzie zachowywali się w tych dwóch przestrzeniach inaczej. Według autorów raportu: „Na szczęście w większości przypadków internetowe manifestacje bardzo rzadko odbiegają w znaczący sposób od tego, jak zachowujemy się poza przestrzenią internetu.” Niepokoi mnie tylko jedna rzecz. Dlaczego to twierdzenie ma pozytywny wydźwięk? Czy fakt, że coraz więcej ludzi łączy świat rzeczywisty i wirtualny możemy uznać za „sukces”? 

Oczywiście, dla znacznej większości osób, internet oraz media społecznościowe stały się platformą do wyrażania poglądów lub dzielenia się własnymi sukcesami. Tutaj na chwilę się zatrzymajmy. Jedni opisują same walory swojego niezwykłego życia, drudzy natomiast są tego obserwatorami i chcą prowadzić równie ciekawy byt. Jednak to, co dzieje się w sieci nie musi mieć swojego odwzorowania w rzeczywistości. To zdanie wydaje się banalne dla większości z nas. Jednak dane mówią co innego. Jak pokazuje zespół badawczy z Uniwersytetu Warszawskiego – wszyscy jesteśmy „sfomowani”. Oczywiście każdy w innym stopniu i z innych powodów. Jednak, o co tak naprawdę chodzi?

Skrót FOMO to fear of missing out czyli strach przed pominięciem czegoś. Pierwszy raz tego pojęcia użył Dan Herman w połowie lat 90. XX wieku. Według niego była to obawa przed utratą radości jaka płynie z wykorzystania wszelkich możliwości. Warto jednak dodać, że autor nie ograniczał tego pojęcia jedynie do mediów społecznościowych. Zjawisko fear of missing out w kontekście social mediów zostało przedstawiane przez środki masowego przekazu. Bardzo szybko połączono dwa pojęcia, a także twierdzono, że działania prowadzone w mediach społecznościowych potęgują FOMO. Jest w tym nutka prawdy. Istnieje bowiem coś takiego jak potrzeba akceptacji i budowania więzi z innymi. Na pierwszy rzut oka, media społecznościowe wydają się być idealnym narzędziem w tym kontekście. Ułatwiają i przyśpieszają komunikację, pozwalają na zrzeszanie się pewnych grup zainteresowań, a nawet podkładają nam spersonalizowane treści, które zgadzają się z naszą wizją świata. Jednak, gdy zajrzymy głębiej w to „wszechmocne” narzędzie, dostrzec możemy wiele zagrożeń.

Przede wszystkim media społecznościowe nas ograniczają. Zamykamy się w swoim świecie, gdzie większość osób myśli podobnie jak my, nie dostrzegając, że są też inni, odmienne źródła oraz punkty widzenia. To nic innego jak filter bubble, czyli bańka filtrująca. Utracamy w ten sposób umiejętność rozmawiania z innymi, polemizowania wynikającego z argumentacji opartej na sprawdzonych źródłach informacji. Zatracamy się w tym, co dzieje się w internecie, zapominając co jest wokół nas. Relacje głównie podtrzymujemy w sieci przez co ograniczamy te „twarzą w twarz”. Jestem zdania, że komunikacja w mediach społecznościowych nigdy nie zastąpi tej na żywo. Człowiek po prostu jej potrzebuje. Tracąc umiejętność rozmowy z innymi w świecie realnym, będziemy zatracać się sami w sobie przy jednoczesnym pokazywaniu w social mediach naszego wyidealizowanego życia. To także jest FOMO. 

Niestety nie ma wielu badań, które pogłębiałyby tematykę „sfomowania”, a samo pojęcie jest dość nowe. Jako pierwszy próbę analizy tego zjawiska podjął się  Andrew K. Przybylski razem ze swoim zespołem badawczym. Stworzyli oni indeks, który pozwala sprawdzić poziom „sfomowania” badanych grup. Właśnie to stało się punktem wyjścia dla badaczy z Uniwersytetu Warszawskiego. Postawili sobie za cel nie tylko odniesienie się do skali Przybylskiego, aby zbadać polskich internautów, chcieli także poznać ich nawyki i sposoby korzystania z social mediów. Właśnie tak powstał pierwszy, wydany w 2018 roku, raport „Polacy, a strach przed odłączeniem”. Rok później opublikowano jego kontynuację.

Analizując raport nie czułam zszokowania, a raczej przerażenie. Wszystko dlatego, że sama utożsamiłam się z tym, co czytam. Należę do pokolenia Post-Milenijnego, które dorastało razem z rozwojem technologii, internetu i mediów społecznościowych. Co prawda, profile w social mediach zaczęłam zakładać pod koniec gimnazjum, jednak mam wrażenie, że internet jest ze mną od zawsze. Dlatego też wyniki raportu nie zaskoczyły mnie, spodziewałam się, że takie będą. Nie same liczby są w nim straszne, a raczej to, że pewne dane pasują do tego, co ja robię i jak się zachowuję, a to daje wiele do myślenia. 

Według raportu 49% wysoko „sfomowanych” osób korzysta z mediów społecznościowych zaraz po przebudzeniu. Pierwsza rzecz po jaką sięgają to telefon! Za korzystaniem podczas posiłku opowiedziało się 38%, w trakcie podróży – 69%, prowadząc samochód – 25%, przechodząc przez ulicę – 29%, w teatrze lub podczas seansu kinowego – 25%, podczas ważnych spotkań ze znajomymi – 32%, tuż przed zaśnięciem – 60%. Budzimy się i kładziemy spać robiąc tę samą czynność – przeglądając telefon. Nie chcę wnikać tutaj w kwestie zdrowotne, związane z pobudzaniem mózgu przed samym zaśnięciem, ale z perspektywy społecznej – czy to nie jest przerażające? Sytuacje wymienione powyżej raczej nie sprzyjają jednoczesnemu użytkowaniu telefonów. Już nawet nie chodzi o kwestie bezpieczeństwa (przejście dla pieszych, prowadzenie samochodu), ale kultury i poszanowania dla osób, które są wokół nas. Ciekawe jest również to, że grupa wysoko „sfomowana” jednocześnie zauważa przesyt informacji i wiadomości w internecie. Zadeklarowała to 1/3 osób.

W kontekście przedstawionych powyżej przykładów nasuwa się pewna myśl. Gdzie media społecznościowe znalazłyby się w piramidzie potrzeb Maslowa? Biorąc pod uwagę, że aktywność w social mediach może dać nam poczucie przynależności i utrzymywania relacji oraz więzi z innymi, można powiedzieć, że gdzieś w środku. Z drugiej jednak strony, jesteśmy w stanie załatwiać potrzeby fizjologiczne (np. posiłek) i jednocześnie przeglądać Facebooka. Czy w takim przypadku użytkowanie mediów społecznościowych nie powinno pozostać u podstaw piramidy potrzeb?

Pytanie to nie należy do najłatwiejszych. Możemy jednak śmiało zgodzić się z twierdzeniem, że żyjemy w hiperinformacyjnym, sieciowym społeczeństwie. Właśnie od takich słów rozpoczyna się raport zespołu badawczego z Uniwersytetu Warszawskiego.

„Ciągle zalogowani, poszukujemy informacji, opinii, porad, rozrywki, chwili zapomnienia, przyjaźni i akceptacji. Pragniemy się dzielić, dyskutować, kupować, uczestniczyć, bywać, bawić się i relaksować, wyrażać siebie i swoje zdanie, obserwować innych, zachęcać i zniechęcać, chwalić i krytykować. Chcemy być zauważeni, chcemy nadążać, chcemy wyznaczać trendy, chcemy być JACYŚ.”

Potwierdzenie tych słów możemy łatwo znaleźć w raporcie. Analizując dalej wyniki, warto zatrzymać się na rozdziale „FOMO a samoocena”. W grupie wysoko „sfomowanej” 42% ankietowanych stwierdziło, że media społecznościowe pozytywnie wpływają na ich samoocenę, podczas gdy niemalże o połowę mniej, bo 25% zadeklarowało ich negatywny wpływ w tym kontekście. Powyższe twierdzenia badanych nie pokrywają się z kolejnymi danymi. 35% „fomersów” uważa, że media społecznościowe wzmacniają w nich przekonanie, że nie wiedzą czegoś, co wiedzą inni, natomiast 43% – że nie mają czegoś, co inni mają. Dane te są całkowitym przeciwieństwem pozytywnego wpływu na samopoczucie.

W jaki sposób można dobrze czuć się z samym sobą przy jednoczesnym niedocenieniu tego co udało się osiągnąć, dowiedzieć czy mieć? Jesteśmy narażeni na ciągłą porównywarkę, co zdecydowanie negatywnie wpływa na naszą codzienność. Zaczyna dochodzić do sytuacji gdzie podejmowane przez nas decyzje nie wynikają z naszych poglądów, tego jacy jesteśmy naprawdę. Sugerujemy się tym jak postąpiliby inni w naszej sytuacji. Mówimy i robimy to, co jest modne i akceptowane, bo zamykamy się w bańce i wydaje się nam, że robią tak wszyscy. Dalej analizując wyniki: 35% osób „sfomowanych” uważa, że nie ma wielu powodów, by być z siebie dumnym. Kolejne dane są jeszcze bardziej niepokojące: aż 1/3 osób wysoko „sfomowanych” twierdzi, że czasami czuje się bezużyteczna i uważa, że jest do niczego, a niewiele mniej z nich chciałoby mieć więcej szacunku dla samego siebie (29%).

Powyżej przedstawione dane to jedynie część wyników badań. Mając na uwadze dogłębne poznanie zjawiska FOMO, należałoby zapoznać z pełną wersją dokumentu przygotowanego przez zespół badawczy z Uniwersytetu Warszawskiego. Myślę jednak, że nawet częściowo zaprezentowane wyniki dają wiele do myślenia, ponieważ nie odnoszą się one do wąskiej grupy osób. Nie tylko Millenialsi lub Post Millenialsi są „sfomowani” – jak się powszechnie uważa. Problem ten dotyczy nas wszystkich, chociaż faktem jest, że tendencja do nadmiernego korzystania z mediów społecznościowych jest bardziej widoczna u młodszych osób. Raport tak naprawdę utwierdza nas w tym jak wiele zmieniły media społecznościowe. Nie tylko
w komunikacji, ale także w psychologii czy też medycynie. Niemalże 36% osób wysoko „sfomowanych” stwierdziło, że korzystanie z mediów społecznościowych przerodziło się u nich w uzależnienie. To wydaje się kluczowy wniosek tego tekstu.

Wiedząc już, że nadmierne korzystanie z social mediów może powodować symptomy podobne do tych, które wywołują uzależnienia możemy podejmować działania, edukować i przede wszystkim samemu się kontrolować, zwracać uwagę na to ile czasu tracimy przed szklanym ekranem. Chociaż tekst ten może brzmieć jako wielce moralizatorski to uwierzcie - bądź nie – nie miał taki być. Moim celem było zwrócenie uwagi na problem, który wielu bagatelizuje. Przyzwyczailiśmy się, że media społecznościowe są z nami i nie pamiętamy jak to było bez nich, a szkoda. Nie zachęcam do całkowitego odstawienia internetu i mediów społecznościowych, bo każdy zdaje sobie z tego sprawę, że jest to niemożliwe. Co więcej, sama uważam siebie za osobę „sfomowaną”, a telefon jako przedłużenie ręki. Mimo to dostrzegam zagrożenia i staram się je omijać.

 

Herb Miasta Rzeszowa
Rzeszów - Stolica innowacji
Teatr Przedmieście
ALO Rzeszów
Klub IQ Logo
Koło Naukowe Fotografii WSIiZ - Logo
acropip Rzeszow
drugi wymiar logo
akademia 50plus