Dla wielu fanów była to okazja, żeby zobaczyć go po raz pierwszy od trzech lat i sprawdzić, jak nowy album „Chromakopia” wypada na żywo.
W sobotę 10 maja, TAURON Arena w Krakowie gościła jeden z ciekawszych koncertów tego roku, na scenie pojawił się Tyler, The Creator w ramach swojej światowej trasy „CHROMAKOPIA: THE WORLD TOUR”.
Zanim główny artysta wszedł na scenę, publiczność miała szansę posłuchać suportów: Lil Yachty oraz duet Paris Texas. Oba występy wprowadziły luźną, energiczną atmosferę, która dobrze przygotowała halę na to, co miało się wydarzyć później.
Tyler rozpoczął koncert mocno, z wyraźnie przemyślaną oprawą wizualną i scenografią. Nie zabrakło momentów zaskoczenia, w pewnym momencie przeszedł po zawieszonym moście na drugą stronę areny, gdzie zaprezentował spokojniejsze utwory w bardziej kameralnej odsłonie. Tam, na „drugiej scenie”, zrobiło się jak w jego pokoju, puszczał winyle, śpiewał hity z poprzednich albumów. Cała arena zwolniła, a każdy miał wrażenie, że artysta śpiewa do niego.
Moment, który rozbroił wszystkich? Publiczność śpiewająca Tylerowi „Sto lat”. Najpierw po polsku, potem chórem po angielsku, artysta był wyraźnie poruszony. Żartował, opowiadał o jedzeniu i dziękował za energię. A ta była potężna; publika znała teksty na pamięć, skakała, krzyczała, milczała, gdy trzeba było.
Koncert zakończyły utwory z wcześniejszych płyt, m.in. „Who Dat Boy” i „New Magic Wand”. Na finał Tyler zostawił spokojniejsze „I Hope You Find Your Way Home”, które domknęło całość w stonowanym, ale zapamiętywalnym stylu.
Trudno mówić o zaskoczeniu. Tyler, The Creator od lat pokazuje, że potrafi zbudować koncert jako coś więcej niż tylko listę odtwarzanych utworów. Tym razem udowodnił to ponownie, bez fajerwerków, ale z pomysłem, konsekwencją i atmosferą, którą trudno podrobić.
