Wyobraź sobie świat, w którym prąd nie kosztuje fortuny, nie spala węgla ani gazu i nie zostawia za sobą radioaktywnych odpadów. Brzmi jak marzenie?
A jednak nauka powoli zamienia to marzenie w rzeczywistość - i właśnie padł kolejny rekord, który może nas do tego świata mocno przybliżyć.
W lipcu 2025 roku Chiny ogłosiły, że ich eksperymentalny reaktor tokamak utrzymał reakcję fuzji jądrowej przez 1337 sekund, czyli ponad 22 minuty. To najdłuższy stabilny przebieg tego procesu w historii. Dla świata nauki to sygnał, że fuzja naprawdę zaczyna działać.
Ale co to właściwie znaczy?
Fuzja to proces, który napędza Słońce. Dwa lekkie atomy wodoru (deuter i tryt) łączą się w jedno cięższe jądro - helu. W tym momencie powstaje ogromna ilość energii. Problem w tym, że żeby to się wydarzyło na Ziemi, trzeba osiągnąć temperatury rzędu 100 milionów stopni i utrzymać ten ognisty „gaz” - plazmę - pod kontrolą. To właśnie robi tokamak, wykorzystując bardzo silne pole magnetyczne.
Dotąd nikomu nie udało się utrzymać plazmy w takim stanie na tyle długo, by mówić o praktycznym zastosowaniu. Teraz to się zmienia.
Dlaczego to takie ważne?
Bo fuzja może dać nam czystą, bezpieczną i praktycznie niewyczerpalną energię. Bez dymu z kominów, bez katastrof jądrowych, bez zależności od ropy czy gazu. Jeśli uda się osiągnąć tzw. dodatni bilans energetyczny, czyli gdy reaktor zacznie produkować więcej energii niż sam zużywa, wszystko się zmieni.
Potencjalnie to koniec problemów energetycznych. Prąd z fuzji mógłby zasilać miasta, przemysł, transport, i kosztowałby ułamek tego, co dziś. A do tego byłby całkowicie bez emisyjny.
Chiński rekord nie oznacza jeszcze, że mamy gotową technologię. Ale pokazuje, że jesteśmy coraz bliżej. I może wcale nie tak daleko od dnia, w którym fuzja zasili nie tylko Słońce… ale i nasze domy.










