Wieczór, w którym obrazy zaczynają mówić, a muzyka maluje kolory — tak wyglądał finisaż Elżbiety Salamon w Rzeszowie. Tego nie da się zapomnieć!
Poniedziałkowy wieczór rozpoczął wystawę Elżbiety Salomon „Ciszą i dźwiękiem malowane”. 30 listopada 2025 to data, którą autorka zapamięta na zawsze.
Harmonia
W Rzeszowskim Domu Kultury filia Dąbrowskiego 17 można było wysłuchać recital wykonany przez Annę Salomon (wokal) i Piotra Pociaska (gitara). Ich muzyka nie tyle co była tłem do obrazów – sama w sobie była częścią ekspresji. Tak samo jak pociągnięcia pędzlem, każdy kolor i faktura na płótnach. Melodia wydawała się współbrzmieć z obrazami.
A było w tym coś jeszcze głębszego – subtelne napięcie między głosem Anny a obrazami Elżbiety. Matka i córka stworzyły dialog, który dosłownie uniósł ten wieczór ponad ramy zwykłego finisażu.
W trakcie mogliśmy cieszyć się uroczą chwilą autorki obrazów z dyrektorką Domu Kultury. Serdeczne gratulacje i wzajemne podziękowania zwieńczone kwiatami.
Całość owita w nastrojowe świece i.. spokój. Koncert zakończył się milczeniem. Pełnym wrażliwości, zatrzymanym w piękne posunięcia pędzlem. Właśnie wtedy można było podejść i przyjrzeć się pracom z bliska. Jasne kolory, brak ostrych krawędzi i dusza artystki.
Połączone zostały sztuka wizualna i dźwięk. Spotkały się, by stworzyć wspólne doświadczenie, które odbiorca przeżywa, a nie tylko ogląda. Typowy finisaż to parę słów podziękowań, chwila dla reporterów i wystawa dobiega końca. Tutaj był moment kulminacyjny, który narastał przez wiele dni i zapieczętowany został wyjątkową melodią.
Aromat wina odbija się jak echo na płótnach
Jak przystało na spotkanie artystyczne, podano również wino i ciasteczka. Mały stół, kilka lampek. W eterze było słychać dyskretne rozmowy o kolorach, dźwiękach. O tym co poruszyło widzów i jak obraz staje się doświadczeniem, a muzyka kolorem.
Ślady zostały tam, gdzie najtrudniej je wymazać – w pamięci. W tym specyficznym cieple, które pojawia się tylko, gdy sztuka spotyka się z ludźmi. W miękkiej wspólnocie kilku obcych sobie osób, które na chwilę przestają być obce, bo patrzą na te same obrazy, słuchają tych samych dźwięków i oddychają tym samym nastrojem. W ulotności jednego wieczoru, który zamiast zniknąć, skleił się z emocjami i został zaskakująco na dłużej.










