Niedawno w Polsce odbył się występ brytyjskiego zespołu, który przyciągnął tłumy fanów – niektórzy z nich ustawiali się w kolejce już od siódmej rano. Wydarzenie poprzedził występ Pedro Santosa, który swoim naturalnym zachowaniem i ciepłym wokalem szybko zjednał sobie publiczność.
Pedro rozpoczął koncert od kilku coverów (m.in. “Yellow” Coldplay), by następnie zaprezentować własny utwór “Someone I Don’t Know”. Portugalczyk nawiązał świetny kontakt z publicznością – udało mu się rozśpiewać fanów i stworzyć bardzo pozytywną atmosferę, co nie zawsze udaje się artystom otwierającym koncert dla głównej gwiazdy.
Gdy na scenę wyszli Only The Poets, emocje sięgnęły zenitu. Grupa od pierwszych sekund dała z siebie wszystko – rozpoczęli od "Miserable”, a później płynnie przeszli przez najbardziej znane utwory, jak i nowości. Tommy Longhurst, wokalista zespołu, był charyzmatyczny i wdzięczny fanom, wielokrotnie dziękował publiczności za obecność i wsparcie.
Przeczytaj także: https://www.intro.media/zdjecia/aiko-artystka-powraca-do-polski-z-trasa-aikonic-tour
Wśród najbardziej zapadających w pamięć momentów warto wymienić wspólne skakanie do “Jump!” oraz akustyczne wykonanie “Waking in the dark” zagrane w kręgu zrobionym przez publiczność pośrodku sali. W setliście nie zabrakło także takich kawałków jak “Every Song I Ever Wrote”, “Nana’s House” czy “Looking at You”, podczas którego duża część widowni zrobiła tzw. wężyka i tańczyła po całej sali.
Muzycy pokazali świetne zgranie i zaangażowanie – nie było tu miejsca na rutynę. Zespół zakończył koncert utworem “Emotional”, podczas którego publiczność została poproszona o przysiad i wspólny wyskok – scena, która idealnie podsumowała atmosferę całego wieczoru.
Od strony technicznej koncert był dopracowany – dobre nagłośnienie, przemyślane światła i płynna dynamika występu. Only The Poets po raz kolejny pokazali, że są nie tylko świetnym zespołem na żywo, ale też artystami, którym zależy na relacji z fanami.
Wrocław kocha ich – a oni kochają Wrocław. Jeśli ktoś się jeszcze zastanawia, czy warto ich zobaczyć na żywo – odpowiedź brzmi: zdecydowanie tak!